sobota, 22 września 2012

Kościół, przy którym mieszkają siostry redemptorystki stanął prawdopodobnie w 1911 roku, choć brak precyzyjnej informacji na ten temat (czerpię z książeczki napisanej przez Walentynę Korniewą, pracownicę Centrum Kultury "Kopernik", dziennikarkę). Zbudowany z datków okolicznych mieszkańców, był ostoją, wsparciem, nadzieją. To nie budzi żadnych wątpliwości. Działała tu szkółka niedzielna. Dzieci uczyły się pisać i czytać.

Kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa
W 1928 roku świątynia przejęta została przez partię1. Zamieszkał w niej obwodowy pierwszy sekretarz tejże organizacji, który, jak to podówczas bywało, panoszył się i podejmował swoich gości.
Po rozpadzie Związku Radzieckiego budynek przejął park rozrywki, w sumie niewiele lepiej. Miało tu powstać … kasyno. Zapomniano, że w istocie rzeczy budowla należała do ludzi. Wtedy jednak mieszkańcy zawalczyli o swoją własność. To już były - mimo wszystko - zupełnie inne czasy. W 2002 roku zakończyły się wszelkie remonty, a w maju 2010 roku obchodzono stulecie kościoła. Uczestniczyli w nim potomkowie Polaków, Litwinów, Niemców, którzy identyfikowali się z tą świątynią. Latami żyli tu w zgodzie zjednoczeni tym samym zesłańczym losem.
Tu też, zawsze w sobotę o 900 odbywa się msza po polsku. Siostry redemptorystki (dwie Polki i Rosjanka) zajmują się między innymi sędziwymi Polakami mieszkającymi jeszcze w pobliżu.
Idę więc na mszę. Bardzo chcę przyjrzeć się ludziom i zobaczyć tę kazachstańską polskość. Tak naprawdę nic o niej nie wiem. Złudne bywają w takich okolicznościach rodzime, powielane od lat wciąż te same przeświadczenia. Bywa, że i książki zamazują obraz. To jest wszystko bardzo trudne do opisania, a oglądane z wielu perspektyw, za każdym razem wygląda inaczej. Poddaję się więc „donosom doświadczanej rzeczywistości”, a czy sama potrafię przekonująco oddać istotę rzeczy, klimat, myśli, obraz? No właśnie...
W kościele ludzi niewiele (w końcu to sobota).
Język polski brzmi dobitnie. Ksiądz mówi powoli, by dotarło każde słowo. Fragmenty Pisma czytają parafianie z charakterystycznym wschodnim zaśpiewem. Ogarnia mnie wzruszenie. Intensywnie myślę o domu, o bliskich, ale też o ludziach, których tu poznam, z którymi będę spotykać się, pracować i mam nadzieję, że także przyjaźnić.
„Znak pokoju” wykonuje się tu poprzez skinienie głowy, ale do mnie parafianie wyciągają dłoń, rozwija się sytuacja powitania. Obecność kogoś nowego jest rejestrowana natychmiast, jak we wszystkich niedużych społecznościach. Niektórzy pewnie wiedzieli wcześniej, że przyjechała nowa nauczycielka języka polskiego.
Po mszy rozmawiamy, stojąc na dziedzińcu przed kościołem. Po rosyjsku. Nieliczni nieśmiało odzywają się po polsku. Wszyscy mówią o sobie, że są Polakami. Część będzie przychodzić do Centrum na moje zajęcia (o tym później). Witam się ze starszą, drobniutką siwiuteńką panią Galą w kwiecistej chuście. Mówią o niej: babcia Gala, ale nie wyczuwam lekceważenia, to raczej uznanie wielopokoleniowości, znak rodzinnej atmosfery wśród znających się tu ludzi. Pani Gala ma 91 lat, nie jest więc potomkinią, tylko jednym z wielu jeszcze żyjących w okolicy zesłańców. Słabo słyszy, nie mówi po polsku, ale ma świetną pamięć i jest osobą nad wyraz bystrą. Krótko nawiązuje do swoich losów, wzrusza się, przyznając jakby ze wstydem, że nie pamięta polskiego, ale jest dumna, że rozumie i umie modlić się w ojczystym języku. Zaprasza mnie do siebie. Umawiamy się wstępnie.
Poznaję też małżeństwo. Pani czytała podczas mszy fragment Ewangelii. Nie mówią po polsku. Mąż ma silną osobowość, uśmiecha się z pewnym dystansem, jakby obawiał się, że przyjechałam namówić go na powrót do Polski. W pewnym momencie mówi po rosyjsku:
„Jesteśmy Polakami, ale nasza ziemia to Kazachstan. Ja już widziałem takich, co wyjechali wiedzeni duchem repatriacji, a potem wracali i rzucali się nam na szyję”.
Dopowiadam sobie, że takie sytuacje musiały mieć miejsce. Wyobrażam sobie nachalność ze strony niektórych zjeżdżających z wizytą Polaków. Już widzę, jak roztaczają „fałszywy misyjny blask”. Potem zostają tylko niespełnione obietnice i prawdziwa rzeczywistość, zarówno nasza, jak i kazachstańska... Ten wątek jeszcze wróci. Teraz tylko taka luźna refleksja, nie wiem, może słuszna...
W każdym razie, to krótkie spotkanie pozwoliło włączyć wewnętrzne ostrzegawcze światełko. Memento!
Jeszcze wiele będę musiała się tutaj nauczyć o ludziach, o ich odczuciach, sposobie i jakości zakorzenienia w obu ojczyznach, skoro mam być mile widzianym i w miarę możliwości pomocnym gościem.
Byłam też dziś na spacerze po mieście. Nie chcę jeszcze opisywać. Brak wystarczających danych. Główna ulica jest jak deptak w Ciechocinku: drzewka, trawnikowe dywany z kwiatów, czysto, miło, ludzie na ławeczkach, bo jeszcze „złota polska jesień” - spójrzcie na zdjęcie, to rzeczywiście tak wygląda. Ale deptak to nie wszystko. Muszę zebrać szersze dane. Napiszę więc tylko, że spacerowałam z Olą, Rosjanką i rusycystką jednocześnie, która mówi po polsku (nauka w Centrum). Wszelkie moje konieczności organizacyjne znacznie przyśpieszyła swoją nieocenianą pomocą.
Byłam też dziś w meczecie i nie mogłam się nadziwić, że po uprzednim ubraniu się w odpowiednią szatę z nakryciem głowy, mogłam wejść w obszar sali modlitewnej dla mężczyzn. Godne pozazdroszczenia oblicze panującej tutaj tolerancji. Spotkali się i wciąż spotykają
w Pietropawłowsku ludzie różnych wyznań. Znają się, żyją obok siebie, „wsio normalno”.
Wiele lat temu w rumuńskiej Konstancy nie mogłam nawet przekroczyć progu meczetu.
Wieczorem mam pierwsze spotkanie w Wojewódzkim Centrum Kultury Polskiej „Kopernik”. To będzie miejsce mojej pracy.

Zebranie
Słowo o moim miejscu pracy.
W budynku mają swoje siedziby zrzeszenia narodów różnych kultur żyjących i tworzących w północnym Kazachstanie. Jedną z tych organizacji jest Wojewódzkie Centrum Kultury Polskiej „Kopernik”, w którym pracuję. Prócz tego tworzą tu i rozwijają swoją działalność: Kazachowie, Rosjanie, Ukraińcy, Azerbejdżanie, Ormianie, Białorusini, Tatarzy, Baszkirzy, Niemcy, Czeczeni, Turcy, Kirgizi, Afgańczycy, Tadżykistanie. Wielokulturowa, imponująca lista – to nie wymaga komentarza. W miarę możliwości postaram się chodzić na przygotowywane przez nich imprezy i wystawy.
W Centrum Kultury Polskiej Kopernik rozmawia się po rosyjsku. Piszę to bez zbędnej ironii, informacyjnie. To też element wiedzy o tutejszej polskości. Dobrze jest zrozumieć i zaakceptować rosyjski jako pierwszy język mieszkających tu ludzi. Polski to nawiązanie do przeszłości, dla niektórych pewnie także trudny do opisania poryw serca, dla innych może nawet przekleństwo...
Na cześć „pani Iłony” był i „koniaczek” i wódeczka. I niczego sobie zagrycha: ogórki, papryka, sarnie mięso, owoce. Tempo trochę za ostre jak na moje możliwości, ale co tam, wszak to pierwsze spotkanie. Podobno dzięki koniaczkowi lepiej zniosłam „szok bakteryjny”, który mnie tu dopadł. No może...
Budynek Wielokulturowego Centrum
Północnego Kazachstanu.
Tu mieści się Centrum Kultury Polskiej.
Rozmawiamy o moich trudnościach z wizą. Teraz rządowym priorytetem jest nauczanie kazachskiego. A ludność, poza rdzenną, nie bardzo gotowa jest do nauki trudnego, dość dziwnego dla niej języka. Stanowiska państwowe łatwej otrzymać ze znajomością kazachskiego. Język rosyjski, choć jest ewidentnie drugim językiem urzędowym, nie powinien dominować (jakoś można wyjaśnić ten mechanizm, podbity kraj, silne związane z tym emocje, to trochę jak niegdyś niemiecki na Śląsku).
Na południu wiodący jest język kazachski. Całymi latami był tam zresztą inny skład narodowościowy, więc to wydaje się oczywiste. Północ jest zdecydowanie rosyjskojęzyczna, również i tutejsi Kazachowie mówią po rosyjsku bardzo dobrze. Tak to więc wygląda. Nigdzie w miejscach publicznych nie słyszałam kazachskiego. W sklepach, parkach, bankach wszyscy mówią po rosyjsku.
Sporo Rosjan emigruje do Rosji, Niemcy mają bardzo dobry program repatriacyjny, Polacy jak zwykle na końcu, bo Polski rząd  – jak wszyscy wiemy – tych spraw nie uregulował ostatecznie. Ci, którzy marzą o repatriacji czekają całymi latami... Są też tacy, którzy nigdzie się nie wybierają, jedynie należą do polskiej wspólnoty.
Co ciekawe, rząd chciałby zatrzymać tych wszystkich ludzi, zwłaszcza wykształconych, bo kraj wielki, ludzi mało, a plany rozwoju, rozbudowy, podniesienia warunków życia zakrojone na szeroką skalę. Ogólna atmosfera sprzyja więc – mimo wszystko – wielonarodowości.
Opowiadając o Nazarbajewie, mówią, że to za jego czasów związek zyskał możliwość samodzielnego działania. Polityka zakłada zgodne życie między mieszkającymi w Kazachstanie narodami.

1) Młodszym czytelnikom na wszelki wypadek objaśniam, że chodzi o „jedynie wtedy słuszną” partię radziecką KPZR (Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz