sobota, 10 listopada 2012

W Pietropawłowsku spadł śnieg. Nie śnieżek, ale śnieg właśnie (myślę o całym bagażu znaczeń słowa). Nie spadło go wcale dużo. „To dopiero początek”. Ten „początek” obrazują zdjęcia. Trzeba chodzić powoli i z pewną rozwagą, bo fragmenty chodnika „wyślizgują się spod nóg”. Co absolutnie zadziwiające, przynajmniej dla mnie, pewna część młodych pięknych Azjatek wciąż nosi wysokie dwudziestocentymetrowe obcasy.
Temperatury wahają się między +3, a – 20. Zima jest piękna i biała.
W niektórych miejscach panuje spalinowa szarość, ale to margines niknący w skrzeniu i puchu. Gdy pojawia się słońce, jest jak w rosyjskiej bajce (przypomniała mi się oglądana w dzieciństwie bajka „O Mrozie Czarodzieju”). To wielka przyjemność spacerować teraz po mieście. W centrum miasta panowie drogowcy nie ustają. Mają nawet takie minibuldożerki do odgarniania śniegu na chodnikach. Może kiedyś sfotografuję.


W poniedziałek byłam nad jeziorem Pstrym. Chciałam bowiem z bliska zobaczyć pomnik „celinikow”.
To bardzo osobliwy dowód czci, jaką oddano ludziom, którzy przyjeżdżali tutaj, by wyrwać ziemię stepowi. Dotąd ziemia była „cała”, stąd rzeczownik nazywający „tych pierwszych” ludzi na buldożerach i traktorach. Akcja wiąże się z czasami Chruszczowa i dotyczy przysłanych, nie zesłanych (uczyniłam w którymś poście takie, istotne tu rozróżnienie charakteryzujące ludzi mieszkających w Pietropawłowsku). „Celinicy” przysyłani byli z rosyjskiej biedy, pomagano im się „zagospodarować”(mogli postawić sobie baraki), mieli odpowiednie racje żywności i dokonali – jak się okazuje - dzieła wartego takiego pomnika. Oczywiście nigdzie nie wspomina się tu o zesłańcach, którzy tę ziemię wyrywali stepowi o wiele wcześniej gołymi rękami, jakby ich tu po prostu nie było. Oni też szukali pracy przy akcji, dawała szansę na przeżycie w trudnych warunkach i można się było przenieść bliżej miasta. Pomnik jest najwyraźniej odremontowany. Poniżej na cokole wybielono sierp i młot, sam zaś buldożer jest teraz żółty i powiewa nad nim niebieska flaga (aktualna, słuszna symbolika). Zabawne przekłamanie. Historio, historio... Chciałoby się powtórzyć za Agnieszką Osiecką.
To urokliwy lasek na tyłach pomnika -buldożera.
 Jezioro jest tuż tuż, naprzeciw, po drugiej stronie szosy prowadzącej do Astany i stało się prawdziwą atrakcją mojej wycieczki. Jest tu przystań, plac zabaw i typowe atrakcje. To wszystko latem. Na prośbę moich przyjaciół ominęliśmy tę zagospodarowaną część okolicy jeziora. Powędrowaliśmy w dziką przyrodę i oto efekt. Widoki absolutnie niepowtarzalne, choć żaden przecież ze mnie fotograf.
Chcę jeszcze zwrócić Waszą uwagę na te rzędy sosen. To już po stronie jeziora. Idąc do niego zobaczyć można takie właśnie "aleje". Do dziś znajduje się w pobliżu osiedle leśników, które kiedyś było wioską specjalnie umiejscowioną w pobliżu i powołaną do sadzenia drzew. To efekt pracy ludzi sadzących tu drzewa metr po metrze, własnymi rękami. Ile lat mogą mieć te sosny? 
 Urokliwa trasa do jeziora nie wymaga komentarza, może tylko charakterystyczna czapka jednego z moich znajomych.
Na jezioro poniżej po prostu sobie popatrzcie. Cisza, spokój i wyraźnie widoczna linia zamarzania.




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz