sobota, 6 października 2012


Jest szósta rano, piątek. Cóż...Tak mam, tak się budzę. Zimno. Sprawdzam kaloryfery. Niewzruszone moim losem, są wciąż bezczelnie lodowate. Mam jednak szlafrok z owczej wełny, który ratuje mi życie. Kiedyś weszłam w jego posiadanie trochę przypadkowo. Teraz wiem, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Czy słyszeliście już kiedyś wiatr w komputerze? Więc powiadam Wam! Słyszę wiatr w komputerze! Czy to już buran? Tego nie wiem...
Dziś trzy krótkie fragmenciki z wczorajszego dnia według kolejności zdarzeń.
Obrazek I  - Rano
Jest godzina 8 45. Wychodzę z domu do Centrum w jesiennych półbutach, w płaszczu i z parasolem, bo pada deszcz, nie jest specjalnie zimno. Myślę sobie nawet, że plucha jak w Polsce.
Na zajęcia przychodzi zapisać się dwoje nowych kursantów. Studenci koledżu, kierunki typowo zawodowe. Ona uśmiecha się, ale niewiele mówi. On przeciwnie, szybko nawiązujemy rozmowę... Po rosyjsku. Polskiego nie umie (po chwili okazuje się to nieprawdą), więc próbuję zmienić język porozumienia. Bardzo lubi muzykę(czarna kurtka, napisy na koszulce, odważne, przyjazne spojrzenie). Komponuje, pisze teksty, śpiewa, gra na gitarze. Przedstawia dowód w postaci nagrania z telefonu komórkowego. Słyszę śpiewany po rosyjsku własny tekst wykonawcy. Głos piękny, czysty. Bard z gitarą. Jak Wysocki...Maleńczuk...(próbuję zobrazować, co usłyszałam). Rozmawiamy trochę o jego twórczości muzycznej. Narzeka, że gitara nie ta, sprzętu nie ma, a w ogóle to piosenek polskich nie lubi. Zastanawiam się przez chwilę, jaka przydałaby się płyta, żeby polubił (wiem, wiem, wcale nie musi). Ustalamy, z którą grupą będzie chodził na lekcje. Pyta, czy wybieram się na wieczorny koncert. Jestem przekonana, że zaśpiewa na nim swój własny utwór znany mi z nagrania w telefonie.
Obrazek II - Wczesne popołudnie
Wracam do domu. Z niemałym zdziwieniem stwierdzam, że trawniki są białe. Razem ze śniegiem spada także temperatura. Dla miejscowych o tej porze roku drobiazg, takie wstępne, niewinne -1. Mnie zima zaskakuje zupełnie, choć słucham o niej od momentu, gdy zdecydowałam się wyjechać do Pietropawłowska. Biegnę więc, kłapiąc zębami, do komisu, by zaopatrzyć się w kożuch (takie zakupy miały nastąpić znacznie później).
Spory ruch, panie przymierzają i negocjują. Futra w różnych cenach i różne gatunkowo. Trwają przygotowania do zimy. Królują futra z norek: czarne, brązowe, białe. Wykorzystuję więc okazję, by raz w życiu trochę poprzymierzać. Towarzyszy mi koleżanka, która sprawę odpowiedniego ubrania dla mnie traktuje bardzo poważnie. Nie wie, dlaczego chichoczę, ale w końcu chichoczemy razem. Decyduję się na futro z naturalnej baraniej skóry i oryginalną, prawdziwie zabawną czapkę. Czy stać mnie na autoironię, jeszcze nie wiem. Pisząc, cały czas rozważam, czy podłączyć, ku Waszej uciesze, zdjęcie „Damy z Pietropawłowska”.
Obrazek III - Wieczorem
Wspomniany wyżej koncert to wielonarodowa uroczystość z okazji Dnia Osób Starszych. Święto ustanowione przez ONZ w 1990 upowszechniło się w Kazachstanie. Na scenie przedstawiciele wszystkich kultur: dzieci, młodzież, dorośli. Kolorowe, bardzo różne kostiumy: kazachskie, tureckie, ormiańskie itp.
Dziewczynki w tradycyjnych strojach Kazachstanu
Zachwycam się śpiewanym na głosy, mistrzowskim występem dużego kozackiego chóru. Na prawdę coś wyjątkowego.
Seniorzy pełni energii. Rzewna, a jednocześnie rytmiczna melodia, taka „z rosyjską duszą”, wykonywana przez jednego z artystów o operetkowym głosie, prowokuje zupełnie nieprawdopodobną akcję. Sędziwi widzowie w sporej grupie wyskakują na środek między dwiema częściami widowni i tańczą. Panie w przewadze. Wirują przed moimi oczami kolorowe chuściny w kwiaty, moherowe berety albo gołe głowy i jeden niezwykle widowiskowy złoty kapelusz z cekinami, trochę jak turban. Do zabawy dołączają też, mieszając się z tłumem, Tatarki w swoich  zielonych strojach. Już je widziałam w akcji artystycznej kilka dni temu. Kobiety pełne werwy. Nie mogę się nadziwić temu spontanicznemu zrywowi, który trwa sporą chwilę poza wszelkim, ustalonym zapewne wcześniej, scenariuszem. Co fantastycznego!
Koleżanka komentuje: „Nu da, naszi babuszki lubiat tancewat”.
W środku koncertu niespodzianka. Na scenie pojawia się „mój” rockendrolowiec, bynajmniej nie ze swoim utworem z telefonu.
W krakowskim stroju i w czapce z pawim piórem, nieco przekrzywionej, śpiewa dla gości „Kwiaty we włosach”... Jest jednym z filarów tutejszego polskiego zespołu.


PS. W niedzielę poprawiła się pogoda, wyszło słoneczko, zdjęcia w futrze nie umieszczam, póki co.

2 komentarze:

  1. Chętnie zobaczyłabym Ilonko zdjęcie „Damy z Pietropawłowska” - i chyba nie tylko ja:) Poczekam więc cierpliwie. Pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pokażę tę "damę". A co tam... Tylko zacznie się zima!

    OdpowiedzUsuń