poniedziałek, 15 października 2012

Jedzie się na „Zarecznyj”, trzeba przejechać most na Iszymie i, mimo że to wciąż Pietropawłowsk, że z daleka widać kominy elektrociepłowni, jesteśmy pod urokiem charakterystycznej otwartej przestrzeni. Gdzieniegdzie trochę żółtego, ale bliżej rzeki przeważa rudy brąz - gęsty, bardziej soczysty i wilgotny. Im dalej od niej, kolory przecierają się, matowieją, stają się bure. 





W bocznym rozlewisku rzeka tworzy niewielkie jeziorka. Na wodzie pojedyncza łódka i rybak zastygły w charakterystycznej pozie. Wymarzona inspiracja dla dziewiętnastowiecznego pejzażysty poszukującego wyrazu dla licznych odcieni tego samego koloru. Po prostu pięknie. (Zdjęcia rozlewiska są niestety z następnego, już deszczowego dnia. Pozostaje Wam jedynie uwierzyć w słoneczną, wyrazistą gamę barw i widzianego wczoraj z autobusu wędkarza).

Zdjęcia zrobione z mostu na Iszymie
W soboty i niedziele poranny autobus nr 6 jest wypełniony ludźmi z wiaderkami i innymi akcesoriami. Nie trzeba pytać, wszyscy jadą "na daczę”.
Już za rzeką zjeżdża się z głównej drogi wiodącej wprost do rosyjskiej granicy, by zachwycić się cudnym ciągiem rozłożystych topoli rosnących wzdłuż zaskakująco pustej drogi poprzecznej. Żadnego samochodu. Tu zaczyna się królestwo działkowiczów. Wystarczy tylko wśród topoli odnaleźć kolejną dróżkę w poprzek, by odkryć ten słynny kazachstański raj. 
Dziś – niedziela – byłam na daczy jak przykładny mieszkaniec Pietropawłowska w charakterze nie tylko gościa, ale i pomocnika. 
Z wielką przyjemnością. Pogoda na zamówienie. Słońce i ciepło.

Wszyscy tu mają działki. To element rosyjskiej obyczajowości miasta: powszechny i oczywisty. Krótki post dedykuję zatem mamie Jasi, a także Alusi, Eli i Kasi, oraz oczywiście wszystkim znajomym, działkowiczom, o których nie wiem, że nimi są.

Wszędzie kalina
Zdaje mi się, że działki tutaj to pozostałość po okresie, kiedy trzeba się było jakoś samemu wyżywić, znaleźć sposób na przetrwanie zimy, uzdatniwszy wcześniej dla siebie kawałek opornej ziemi.
Teraz to już czysta przyjemność. Czasy się zmieniły, a ludzie wciąż jesienią jeżdżą 
„na  kartoszku”, 
Wewnętrzna dróżka, na niej nasze cienie
wcześniej obsadziwszy większość działkowej ziemi tymi właśnie sadzonkami. Hoduje się też inne warzywa, choć jakby na uboczu. Są jednak swojskie i dobrze nam znane: marchewka, pietruszka, buraki, pomidory, kapusta, cukinia i dynia, a po brzegach mięta i inne ziółka.






Po prawej stronie tylko kartoflisko, 
po lewej małe grządki na różne warzywa









Zobaczcie jakie kapuściane monstrum wyrosło na działce mojej koleżanki.
Może to nie uran – myślę sobie z nadzieją – bo pełno go tu w naturze, pod ziemią po prostu (hę?).
Kapustę będzie się kisić w wielkich beczkach. Wciąż jeszcze powstają kolejne słoiki z zaprawami. Roboty, że ho, ho.











                                                                                  
Bardzo popularna jest tu kalina, produkuje się z niej soki lecznicze dla sercowców. Wiara w zbawczą moc krzewu jest bardzo silna, toteż starannie zbiera się cały plon. Wzięłam się więc ochoczo do roboty, gdy gospodarze zakopywali kompost.



Po robocie oczywiście biesiada przy pieczonym kurczaku i wielkich naleśnikach (pierogach?) smażonych w wysokim tłuszczu. Wysokokaloryczna pycha! Triumf cholesterolu! Żegnajcie diety! Tu się po prostu je!!!




A! Jeszcze domki – altanki! Niewiele różnią się od naszych wielkością, ale mają coś charakterystycznego w sobie. "Styl pietropawłowski". Zdjęcia wyjaśnią wszystko. 





Zestaw różnych altanek
 





3 komentarze:

  1. Bardzo to wszystko pięknie brzmi i wygląda! I jakąś taką wolność czuć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudnie "na daczach", to fakt. "Wsi spokojna..."

    OdpowiedzUsuń
  3. Ilonko - jak miło Cię zobaczyć :)chociaż w innej roli niż zwykle :)
    A przyroda przepiękna ... zazdroszczę Ci troszkę tych widoków.
    Dieta? No cóż, idzie zima, więc trzeba się zabezpieczyć kalorycznie - byle nie za bardzo.
    Gorąco pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń