Zamilkłam trochę, bo działania
organizacyjne wytrąciły mi pióro z ręki. Muszę godzić ze sobą
bardzo różne aktywności.
Uniwersytet w Pietropawłowsku |
Dziś pracowałam z młodym
człowiekiem (polskie imię i piękne polskie nazwisko), który, być
może, wybierze politologię (rozważa różne możliwości). Chciał
poćwiczyć z „żywym” polskim tekstem. Dostał do głośnego
czytania i tłumaczenia podręcznik licealny, którego współautorką
jest moja przyjaciółka (Pozdrawiam Cię, Ewuniu). Fragment dotyczył
w najogólniejszym sensie roli i znaczenia polskiej szlachty i nie
był wcale łatwy dla dwudziestolatka, uczącego się języka dopiero
od stycznia (!). Przetłumaczył, wypytał o wszystkie niezrozumiałe
słowa i na koniec wyraził zadowolenie, że nauczył się tylu
nowych wyrazów. Podręcznik zabrał do domu, żeby go postudiować
samodzielnie.
Uniwersytet w Pietropawłowsku |
Młodzież polskiego pochodzenia
objęta jest tutaj specjalnym programem stypendialnym Fundacji Semper
Polonia współpracującej ściśle z Ambasadą i Konsulatem
Generalnym RP. Przyszli studenci muszą poznać język polski, historię ojczyzny
swoich pradziadków, zorientować się w polskiej współczesności i
w czerwcu zdać w Astanie wieloskładnikowy egzamin z tego zakresu.
Jego pozytywny wynik jest wstępem do europejskiej (polskiej!)
przygody. Młodzi ludzie, których ja poznałam, rozpoczną ją na
pewno, bo któż inny miałby to zrobić...
To oni będą czytać polskie książki,
które nadejdą pocztą, wysłane w serdecznym odruchu przez wielu
przyjaciół.
Zauważyłam też, że wśród Polaków
skupionych wokół Centrum „Kopernik” dużo dyskutuje się o
tych uczniach i studentach, którzy dotąd nie identyfikowali się z
polską wspólnotą, a teraz próbują odnaleźć pochodzenie, by móc
studiować w Europie. Podskórnie wyczuwam sporo animozji. Jest to
zapewne ciąg skomplikowanych problemów społecznych tego
szczególnego środowiska.
Wiem, że w niektórych przypadkach świadomość
o polskich korzeniach zatarła się - jak mniemam - naturalnie,
zważywszy na mieszane związki małżeńskie. Na przykład dziadek
Rosjanin, babcia Polka, ich córka wychodzi za mąż za miejscowego
Niemca. Kim jest syn, który rodzi się z tego związku, jak to
ocenić? (to oczywiście nie są moje dylematy). Na pewno też przez
lata trudnej historii niektórzy z mieszkających tu Polaków
zdecydowali się kiedyś zostawić przeszłość za sobą, by móc
„normalnie żyć”.
Komu zatem najbardziej należy się to
studiowanie w Polsce? Dzieciom tych, co latami trwali przy
wspólnocie, czy wszystkim, którzy odnajdą w przeszłości jakiś
ślad polskiej krwi? Oto miejscowy problem, roztrząsany z niemałą
dozą emocji.
Pomyślałam w pewnym momencie, że
poszukiwanie dokumentów w takich okolicznościach (co tu dużo
mówić, dla indeksu) rzeczywiście ma w sobie coś z nieznośnego
pragmatyzmu. Ale kiedy w końcu te dokumenty i inne dowody polskiego
pochodzenia się znajdą... Czy to nie będzie pierwszy krok do
przywrócenia pamięci? Czy to źle... Niech przyjeżdżają do
Polski zdolni, mądrzy, inicjatywni. Tu stopniowo odkryją, historie
swoich rodzin...
Zakończę drobną, zabawną
opowiastką, bo pozostaje na obrzeżach tematu.
Ponieważ mówię z obcym akcentem,
wielu mnie przyjaźnie zagaduje, pytając, skąd jestem. Kilka dni
temu weszłam na obiad do samoobsługowego baru sałatkowego. W
szatni dziewczyna o ciemnych włosach i wyraźnie skośnych oczach.
Na wieść, że jestem z Polski, wyciąga spod bluzki krzyżyk i
opowiada, że dostała go od ojca Andrzeja (tutejszy proboszcz
katolickiej parafii) i że jakiś czas temu uczęszczała na
spotkania w parafii. „Jeszcze nie jestem ochrzczona, bo mam w
zasadzie niemieckie pochodzenie” - powiada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz