sobota, 27 października 2012


Wczoraj spędziłam trochę czasu ze znajomą, mocno już dojrzałą Rosjanką, która wychowała się w Pietropawłowsku. Zaprosiła mnie na kumys!!! Jako przykładny globtroter (nie wiem, czy nie przeceniam się w tym momencie zbytnio), choć z wewnętrznymi oporami, to  udałam się jednak spolegliwie do baru na tutejszym targu. W głowie kołatały mi różne myśli o ewentualnych skutkach tego odważnego przedsięwzięcia. Skutków jednak nie było!!! Na szczęście.
Kumys jest biały, może raczej białawy, kwaśny, cierpki, jakby pikantny, dość zimny, trudno akceptowalny w pierwszym momencie i... bardzo dobry na... suchoty. Ten ostatni argument przekonał mnie ostatecznie, wszak jakiś rodzaj odporności jest mi niezbędny w tym dalekim, zimnym kraju.  Podobno już teraz moje płuca są pod ochroną.. No, może jeszcze przydałoby się kilka  aplikacji.
W barku targowym kumys piło się z kokilek, wypełnionych po brzegi. Nie miał zbyt wielu procentów, bo procenty narastają z "wiekiem" napoju, a to był ponoć "młody" kumys. Wypiłam szybko, aby mieć z głowy. No cóż...

Porozmawiałyśmy sobie o społeczności Pietropawłowska. Podobno tu mieszkają tylko zesłani i przysłani. Ci pierwsi  - wiadomo, między innymi Polacy. Ci drudzy, przybywali na uprzywilejowanych zasadach. Dla nich wznosiło się bloki w centrum. Jeńcy niemieccy budowali na przykład charakterystyczne "dwuetażnyje". Sfotografuję je przy okazji. Przysłani dostawali odpowiednie uposażenie  i etatową pracę. W ten sposób pomnażała się ilość specjalistów w różnych dziedzinach.
Te urocze domki na przedmieściach, które wzbudziły moją i Waszą sympatię, budowali na ogół Ci pierwsi, jeśli udało im się wyrwać z "toczek" i przenieść bliżej rozbudowującego się miasta. Stawiali domki, jak umieli - sami. Moja znajoma nie potrafiła mi podać wieku tych drewnianych osiedli.  Mówiła coś o blisko stu latach. W najbliższym czasie, może jutro, zagadam do gospodarzy, by to ustalić. Na zdjęciach pokazuję Wam stary, carski jeszcze młyn. Kompletnie zrujnowany.  Wokół niego ustawiono targ, na którym byłyśmy. Z żadnej strony nie można budynku sfotografować w całości. Wszędzie blaszaki albo inne budy. 
Targ jak to targ, miejscami całkiem swojsko.
I jeszcze domek w drodze powrotnej z targu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz